Tak to już jest, że kiedy się dużo, intensywnie podróżuje, to w chwili przerwy jest się zbyt zmęczonym, żeby jeszcze te podróże opisywać. Albo to tylko my tak mamy. Tak czy inaczej, po bardzo intensywnym dniu konkursu i niemal równie intensywnym (choć w inny sposób) dniu podróży do Nowego Jorku, wszyscy byliśmy padnięci. Na tyle padnięci, że niektórzy z nas spali do południa. Ale teraz wreszcie mamy chwilę, żeby opisać minione dwa dni.
Od początku: w sobotę wstaliśmy wcześnie, żeby zobaczyć jeszcze występy dwóch polskich drużyn. Potem wzięliśmy się za ostatecznie przygotowania do własnego przedstawienia. Naszym zdaniem... poszło dobrze. Zdaniem publiczności również. Zmieściliśmy się w czasie, nikt się nie pomylił i chociaż było potrzeba trochę improwizacji ze względu na scenę, na której występowaliśmy, ogólnie było nieźle.
Po występie wygłodniali ruszyliśmy na obiad, po którym zaczęliśmy przygotowania na galę. O samej gali powiedzieć możemy... cóż, dla nas była trochę rozczarowująca. Zajęliśmy 10 miejsce, co wciąż jest dobrym wynikiem, ale po reakcjach zarówno sędziów jak i publiczności, jednak liczyliśmy na więcej. Przynajmniej wiemy, że nic nie zawaliliśmy i daliśmy z siebie wszystko. Pocieszeniem też jest, że ogólnie Polsce poszło w tym roku bardzo dobrze.
Po gali było jeszcze after party, na które niektórzy z nas się wybrali, przede wszystkim po to, żeby powymieniać elementy naszej scenografii i rekwizyty, których nie jesteśmy w stanie przewieźć, na różne odysejowe koszulki i gadżety.
Następny dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie i po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w drogę powrotną do Chicago. Podróż samochodem zajęła nam ponad pół dnia i ledwo zdążyliśmy na samolot. Odprawialiśmy się w ostatniej możliwej chwili. My na pokład trafiliśmy, ale niestety jak się okazało, jedna z naszych walizek już nie. Po próbie wyjaśnienia sytuacji otrzymaliśmy informację, że dostaniemy ją najszybciej jak się da następnego dnia.
Do naszego zakwaterowania w Nowym Jorku trafiliśmy dopiero koło 2 w nocy, ale przynajmniej nie zgubiliśmy się po drodze. Ze względu na późną porę postanowiliśmy, że możemy spać do której chcemy.
Dlatego też wstaliśmy późno i za wiele nie zrobiliśmy. Przez pół dnia czekaliśmy cierpliwie na walizkę, która do tej pory do nas nie dotarła. W końcu późnym popołudniem zdecydowaliśmy, że pojedziemy na Manhattan do Forbidden Planet, bo czym byłby nasz pobyt w Nowym Jorku bez odwiedzenia naszego ulubionego sklepu z komiksami?
Zanim tam dotarliśmy, warte wspomnienia jest jeszcze nasze kupowanie 'biletów', czy w zasadzie kart przejazdu, na pociąg. Po obliczeniach, co wyszłoby najtaniej, zdecydowaliśmy się na karty z doładowaniem na 7 dni nieograniczonych przejazdów, które można było kupić w automacie. Po czym wspólnymi siłami, kombinując jakby tu ominąć ograniczenia (automat nie przyjmował niektórych monet i banknotów oraz wydawał najwyżej 9$ reszty) udało nam się kupić 9 takich kart
i naładować je.
Ostatecznie szczęśliwie dotarliśmy do naszego celu, spędziliśmy tam całkiem sporo czasu, po czym trochę okrężną drogą, koło północy wróciliśmy do naszego apartamentu. Jutro planujemy spędzić cały dzień na mieście, ale zobaczymy, czy damy radę wstać tak wcześnie rano.
wtorek, 29 maja 2018
sobota, 26 maja 2018
Czas na spontana! (i inne atrakcje)
Tak jak wczorajszy dzień minął raczej spokojnie, tak dzisiejszy był niesamowicie zabiegany. Wstaliśmy wcześnie, żeby zdążyć na występ zaprzyjaźnionej drużyny (zresztą robiący bardzo duże wrażenie).
Następnie rozeszliśmy się w dwóch grupach - część poszła na wykład NASA, a druga część pooglądać inne przedstawienia. Spotkaliśmy się z powrotem na lunchu.
Z lunchu szybkim krokiem udaliśmy się pod budynek spontanów, żeby zgodnie z tradycją opryskać drużynę kumpelską serpentynami i już tam zostaliśmy, czekając na własnego spontana, umilając sobie czas graniem.
O samym zadaniu spontanicznym nic wam powiedzieć nie możemy, bo jest ściśle tajne.
Potem poszliśmy jeszcze na dwa przedstawienia polskich drużyn. Następny w kolejności był obiad i już w drodze do naszego akademika goniły nas ciemne chmury. Na samym końcu drogi dopadł nas deszcz, ale jak się okazało, i tak mieliśmy szczęście. Niedługo później zaczął padać grad.
Ale to nie był koniec emocji na dziś, bowiem jeden z członków naszej drużyny, Staszek, miał dzisiaj urodziny! Oczywiście nie obyło się bez głośnego 'sto lat' i klaskania na całą stołówkę.
Na koniec dnia zrobiliśmy jeszcze sobie próbę i spotkaliśmy się na chwilę z drużyną kumpelską. Teraz padnięci zbieramy się do spania, bo jutro występ!
Następnie rozeszliśmy się w dwóch grupach - część poszła na wykład NASA, a druga część pooglądać inne przedstawienia. Spotkaliśmy się z powrotem na lunchu.
Z lunchu szybkim krokiem udaliśmy się pod budynek spontanów, żeby zgodnie z tradycją opryskać drużynę kumpelską serpentynami i już tam zostaliśmy, czekając na własnego spontana, umilając sobie czas graniem.
O samym zadaniu spontanicznym nic wam powiedzieć nie możemy, bo jest ściśle tajne.
Potem poszliśmy jeszcze na dwa przedstawienia polskich drużyn. Następny w kolejności był obiad i już w drodze do naszego akademika goniły nas ciemne chmury. Na samym końcu drogi dopadł nas deszcz, ale jak się okazało, i tak mieliśmy szczęście. Niedługo później zaczął padać grad.
Ale to nie był koniec emocji na dziś, bowiem jeden z członków naszej drużyny, Staszek, miał dzisiaj urodziny! Oczywiście nie obyło się bez głośnego 'sto lat' i klaskania na całą stołówkę.
Na koniec dnia zrobiliśmy jeszcze sobie próbę i spotkaliśmy się na chwilę z drużyną kumpelską. Teraz padnięci zbieramy się do spania, bo jutro występ!
czwartek, 24 maja 2018
Pierwsze dni na Iowa State University
Jak już wiecie, wczoraj w nocy dotarliśmy bezpiecznie na uniwersytet. Podróż minęła nam całkiem przyjemnie, choć nie obyło się bez komplikacji. Nie działająca karta kredytowa czy brak GPS'a to niektóre z nich. Ale za to mieliśmy wypasiony (no... przynajmniej z zewnątrz), 12-osobowy samochód!
Wczoraj po przybyciu czym prędzej poszliśmy spać, a tymczasem dzisiejszy dzień zaczęliśmy... oczywiście od pysznego, niezdrowego, amerykańskiego śniadania! ;)
Potem zrobiliśmy kilka prób, podczas gdy nasze trenerki wybrały się na spotkanie... i nastał długo wyczekiwany moment, czyli sprawdzenie w jakim stanie znajduje się nasza dekoracja. Melduję: skrzynia dotarła bezpiecznie i nic we wnętrzu nie zostało uszkodzone. Co było dla nas wspaniałą informacją, bo oznacza to, że musimy tylko wszystko poskładać do kupy, nie martwiąc się, że coś na szybko trzeba naprawiać.
Potem lunch, trochę pracy przy dekoracji, obiadokolacja... I już większość dnia minęła, a my zbieraliśmy się na Ceremonię Otwarcia. Specjalnie na nią mieliśmy przygotowane cudne, świecące (i nie tylko) gadżety, o które zadbali Pola i Staszek (z pewną pomocą trenerek).
Ceremonia się udała, a po jej zakończeniu wreszcie spotkaliśmy naszą tegoroczną drużynę kumpelską!
Wczoraj po przybyciu czym prędzej poszliśmy spać, a tymczasem dzisiejszy dzień zaczęliśmy... oczywiście od pysznego, niezdrowego, amerykańskiego śniadania! ;)
Potem zrobiliśmy kilka prób, podczas gdy nasze trenerki wybrały się na spotkanie... i nastał długo wyczekiwany moment, czyli sprawdzenie w jakim stanie znajduje się nasza dekoracja. Melduję: skrzynia dotarła bezpiecznie i nic we wnętrzu nie zostało uszkodzone. Co było dla nas wspaniałą informacją, bo oznacza to, że musimy tylko wszystko poskładać do kupy, nie martwiąc się, że coś na szybko trzeba naprawiać.
Potem lunch, trochę pracy przy dekoracji, obiadokolacja... I już większość dnia minęła, a my zbieraliśmy się na Ceremonię Otwarcia. Specjalnie na nią mieliśmy przygotowane cudne, świecące (i nie tylko) gadżety, o które zadbali Pola i Staszek (z pewną pomocą trenerek).
Ceremonia się udała, a po jej zakończeniu wreszcie spotkaliśmy naszą tegoroczną drużynę kumpelską!
wtorek, 22 maja 2018
Zwiedzania (i brzydkiej pogody) ciąg dalszy
Dzisiaj udowodniliśmy, że deszcz nam nie straszny! Mimo porannej burzy, ubezpieczeni w parasole i pelerynki, ruszyliśmy zwiedzać. Naszym celem było Shedd Aquarium i Adler Planetarium, ale zanim tam dotarliśmy, musieliśmy przejść przez osnute mgłą miasto... którego nie było widać. I o ile przez większość drogi towarzyszyła nam mżawka, pod koniec zmagaliśmy się też z ulewą.
W Shedd Aquarium mogliśmy zobaczyć multum stworzeń zarówno słono- jak i słodkowodnych. Były delfiny, wydry, białuchy, ale także ogromne kraby czy... kaczki! Poza żywymi zwierzętami, funkcjonowała tam wystawa zwierząt zrobionych z odpadków znalezionych na plaży. Choć powód jej powstania jest co najmniej smutny, same dzieła były bardzo kreatywne i estetyczne.
poniedziałek, 21 maja 2018
Zimno, wiatr, deszcz... idziemy na miasto!
Zebranie się rano trochę nam zajęło. Mimo że większość z nas obudziła się już wcześniej, ciężko było zdobyć siły na wstanie. Nie wiedzieliśmy też do końca, co będziemy robić. I kiedy byliśmy już gotowi do wyjścia, oczywiście lunął deszcz... Ale ostatecznie to nam nie przeszkodziło.
Pierwszym przystankiem było jedno z naszych ulubionych miejsc Chicago, czyli księgarnia Barnes & Noble, gdzie większość z nas znalazła sobie jakąś lekturę na resztę wyjazdu.
Następnie powędrowaliśmy do American Writers Museum, gdzie mogliśmy poczytać o historii amerykańskiej literatury, samemu napisać coś na maszynie do pisania czy pobawić się różnymi interaktywnymi grami związanymi z książkami i poezją.
Potem przyszedł czas na obiad i wcale nie taki krótki spacer. Standardowo odwiedziliśmy 'fasolkę', przeszliśmy się do parku i na plac zabaw (bo niezależnie od wieku czasem można poczuć się dzieckiem). Później wybraliśmy się na Navy Pier, gdzie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę kołem młyńskim z widokiem na Chicago. Zimno i gwałtowny wiatr wkrótce przekonał nas, że może warto ruszyć w drogę powrotną. Gdy tylko dotarliśmy do hotelu, niemal wszyscy z miejsca zasnęli i ciężko było zwlec się jeszcze na kolację. Dlatego była bardzo krótka i raczej skromna, a teraz zbieramy siły na następny dzień.
Pierwszym przystankiem było jedno z naszych ulubionych miejsc Chicago, czyli księgarnia Barnes & Noble, gdzie większość z nas znalazła sobie jakąś lekturę na resztę wyjazdu.
Następnie powędrowaliśmy do American Writers Museum, gdzie mogliśmy poczytać o historii amerykańskiej literatury, samemu napisać coś na maszynie do pisania czy pobawić się różnymi interaktywnymi grami związanymi z książkami i poezją.
niedziela, 20 maja 2018
Chicago, jesteśmy!
Po wielogodzinnej podróży dotarliśmy bezpiecznie do naszego hotelu w Chicago. Ale zanim do tego doszło, spotkało nas trochę perypetii. Pierwszym samolotem dolecieliśmy do Wenecji. Tam mieliśmy ok. 3 godzin na przesiadkę. I całe szczęście, bo Włosi nie do końca zrozumieli czego potrzebujemy, a my nie do końca rozumieliśmy, co próbują nam przekazać. Ostatecznie jednak sprawa się wyjaśniła i dość sprawnie przeszliśmy odprawę i wsiedliśmy na pokład samolotu American Airlines do Chicago. Kolekcja filmów dostępna podczas lotu niewątpliwie zrobiła na nas wrażenie, podobnie jak podane posiłki, chociaż tutaj zdania są już podzielone (tak drastycznie, jak "przepyszne" i "obrzydliwe").
Ta część podróży odbyła się raczej spokojnie i bez większych atrakcji.
Już w Chicago było trochę zamieszania przy bagażach, ze względu na przewożone przez nas zapasy - ponieważ były przetworzone, skończyło się tylko na wyjaśnieniu, co to. Potem szybkim krokiem do metra, jakieś 40 minut jazdy... stacja docelowa wita nas głośną muzyką - oczywiście nie mogło zabraknąć ulicznego artysty, których pełno jest w tym mieście. Wreszcie nasz hotel - i wyczekany odpoczynek. Dzień skończyliśmy szybką kolacją i zmęczeni czym prędzej kładziemy się spać.
sobota, 19 maja 2018
Wyjazd na Finały Światowe OU 2018 za 3...2...1...
To jest ten czas! Znowu. Nasze przygotowania dobiegają końca. Scenografia już dawno wysłana, liczne próby przeprowadzone, walizki spakowane. Fundusze w stanie średnim (na szczęście ratują nas nasi sponsorzy, których możecie zobaczyć po prawej stronie i których pomoc jest nieoceniona), więc zapas konserw i suchego jedzenia również wzięty. Jesteśmy gotowi by zawalczyć o mistrzostwo świata!
Subskrybuj:
Posty (Atom)